Decyzja rządu o podwyżce najniższego wynagrodzenia przy niezmienionym od 2014 r. poziomie dofinansowań do płac pracowników z dysfunkcjami zdrowotnymi powoduje, że stają się one coraz mniejszą zachętą do ich zatrudniania.

Zgodnie z przepisami ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 511 ze zm.) wysokość dopłat do pensji jest powiązana ze stopniem dysfunkcji zdrowotnej. I tak w przypadku osoby z lekkim wynosi 450 zł, z umiarkowanym 1125 zł, a ze znacznym -1800 zł miesięcznie. Dodatkowo wspomniane kwoty mogą być zwiększone o 600 zł, o ile pracownik ma orzeczenie wskazujące na jedno ze schorzeń szczególnych, np. epilepsję i chorobę psychiczną. Problem w tym, że takie stawki obowiązują już piąty rok (w ustawie nie ma żadnego mechanizmu ich waloryzacji), podczas gdy w tym samym czasie systematycznie rosną koszty płacy.

- We wtorek rząd postanowił o podwyżce minimalnego wynagrodzenia za pracę od 1 stycznia 2020 r. do kwoty 2450 zł. Jest to duży, jednorazowy skok w jego wysokości, bo aż o 8,9 proc. w porównaniu do obecnej kwoty. Jednocześnie dopłaty są zamrożone, co skutkuje tym, że stają się coraz mniej atrakcyjne jako instrument wsparcia przedsiębiorców, mający ich zachęcać do zatrudniania niepełnosprawnych - mówi Krzysztof Kosiński, wiceprezes Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych.

Dodaje, że z tego względu firmy mogą być mniej zainteresowane przyjmowaniem do pracy osób z dysfunkcjami i zamiast tego będą szukać pracowników w innych grupach bezrobotnych.

- W obecnej sytuacji dopłata na osobę z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, a to one dominują nawet wśród zatrudnionych na chronionym rynku pracy, pozwala pokryć zaledwie jedną trzecią kosztów ponoszonych przez firmę, a będzie jeszcze gorzej. Niektórzy pracodawcy sygnalizują nam nawet, że rozważają zwolnienia pracowników lub podpisywanie z nimi umów zlecenia, bo nie mogą liczyć na to, że ich kontrahenci zgodzą się na płacenie wyższych stawek za ich usługi - podkreśla Edyta Sieradzka, wiceprezes Ogólnopolskiej Bazy Pracodawców Osób Niepełnosprawnych.

Dodaje przy tym, że jeśli dopłaty mają być faktyczną zachętą do zatrudniania osób z dysfunkcjami, to ich wysokość powinna być adekwatna do kosztów powstających po stronie pracodawcy, również z uwagi na uprawnienia jakie przysługują takim pracownikom na podstawie ustawy o rehabilitacji. Wśród nich jest chociażby dodatkowy urlop wypoczynkowy, skrócony czas pracy czy dłuższe absencje chorobowe.

- Warto też pamiętać, że dobra sytuacja w gospodarce przekłada się na wyższe wpływy do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) od zakładów pracy. Skoro więc jego dochody rosną, to można te dodatkowe środki przeznaczyć na wsparcie pracodawców - uważa Krzysztof Kosiński.

Z kolei Edyta Sieradzka zwraca uwagę, że powstał Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych, ale w określaniu form pomocy, które są z niego finansowane, pomijani są pracodawcy.

Zdaniem Krzysztofa Kosińskiego jeśli rządzącym zależy na zwiększaniu zatrudnienia wśród osób niepełnosprawnych, to najwyższy czas, aby podjąć dyskusję na temat odmrożenia dopłat do pensji.

- Dobrym pomysłem byłby powrót do rozwiązania, które obowiązywało zanim wprowadzone zostały sztywne kwoty subsydiów płacowych. Polegało ono na ustaleniu dopłaty jako określonego procentu najniższego wynagrodzenia - wskazuje Edyta Sieradzka.

źródło: www.popon.pl